Ostatnio siedziałam
z kubkiem herbaty patrząc na padający
za oknem śnieg.
W tle, do moich uszu, trafiała muzyka. Delikatna,
subtelna. Wśród dźwięków
Edyta Bartosiewicz wyśpiewała
„ i przemoknięte serca miast..”. Pomyślałam
wtedy „ taa.. ostatnio coraz częściej chyba przemarznięte. Zimne jak
cholera, a do tego niejednokrotnie ponure, szare i bure”.
Jest taki towar poszukiwany w tych przemarzniętych
serduchach. Towar pożądany.
Cholera, gdzież
on jest? Ki czort się na niego pokwapił?
Dzisiejsze społeczeństwo
cierpi na zdecydowany jego deficyt, nie
ma co.
Jak powszechnie
wiadomo sytuacja ekonomiczna w Polsce leży. Coś wyniosłam z Podstaw Przedsiębiorczości i wiem, że Podaż, ilość dóbr na rynku oferowana przy określonej cenie jeśli
zakładamy, że inne elementy na rynku będą niezmienne i bla bla
bla..Poziom wielkości podaży, tak jak poziom wielkości popytu
nie zależy tylko od ceny towaru,
ale też jak w innych przypadkach, od
wielu czynników - między innymi od ceny danego
dobra, czyli ilości pieniędzy jaką producent otrzymuje ze sprzedaży każdej jednostki tegoż oto „produktu” – tu rodzi się pewien problem, bowiem dla niektórych ten
produkt może nie przynosić wbrew pozorom żadnych
zysków materialnych. Aaaa! I tu może poniektórych mam? Wszystko
musi być opłacalne i przynosić
profity? Jeśli tak – współczuje i składam kondolencje. Te Przypadki
muszą się zreformować, bo ugrzęzną już w tym punkcie. Dodatkowo podaż zależy od ceny czynników produkcji
czyli kosztów poziomu produkcji takich jak płaca,
opłaty za energię, czynsz
itd. - tutaj w tym przypadku kosztów żadnych nie ponosimy, później zobaczycie dlaczego.Dochodzi do tego technologia, czyli postęp techniczny – towar przeze mnie poszukiwany można za ich pomocą
uzyskać, ale to nie to samo. Ceny dóbr substytucyjnych i komplementarnych w zasadzie mają się nijak. Co więcej, dla skąpców i skner poszukiwany
produkt jest tańszy i wydajniejszy w wersji oryginalnej, a nie przetworzonej, zastąpionej itp. Liczba
producentów na danym rynku jest zatrważająco duża, bowiem - gwiezdne jaja, ale tak - wytwarzaniem
i dystrybucją możemy zając się sami. Wiele jednak zależy od celów przedsiębiorstwa, a skoro my jesteśmy producentami i zarazem przedsiębiorstwami mającymi
potencjał, to od naszych celów i ideałów zależy powodzenie i odniesiony
sukces dający satysfakcję i profity nie tylko dla konsumentów ale i dla
producentów. Oczekiwania dotyczące zmian cen nie powinny nas
interesować, choć przeszła mnie myśl, a wraz z nią
ciary na całym ciele, że może dojść do tego, że za towar poszukiwany do
jakiego opisu zmierzam, będzie uzyskiwany za kasę. Ale to apokaliptyczna wizja, fatalna w swej tragiczności. Wielkość rezerw niestety spada, na co
wpływają też czynniki przypadkowe, np. pogoda
tudzież zawirowania w zachowaniu i specyfice
samych przedsiębiorców. Jeśli idzie o czas, jakim dysponują producenci raczej nie ma co się martwić, podstawowa forma wymaga
sekundy, natomiast bardziej złożone działania wymuszają do większego „wysiłku”, który jednak jest niezwykle przyjemny. Przeraża mnie jednak brak czasu choć
z ręką na sercu, bijąc
się w pierś i krzycząc „mea culpa, mea maxima
culpa” muszę przyznać się, że u mnie tez ostatnio
pojawia się sformułowanie : „ brak czasu” ( tfu, łapię się na nim coraz częściej - obiecuję lepszą organizację), jednak produkt poszukiwany jest najważniejszy.
Jeśli idzie o podaż to warto dodać,
że na interwencyjną politykę państwa,
dotacje,
warunki prawne nie ma co w tym przypadku liczyć,
bowiem oglądając się na to czy kierując myśli w tamtym kierunku możemy jedynie nabawić
się problemów żołądkowych, przyprawić o nudności, niewykluczone są tez stargane nerwy, konieczność sięgania po środki uspokajające.
Tak więc ostatni z przytoczonych
przeze mnie czynników kształtujących podaż ma tutaj niezwykle negatywny
wpływ i powinniśmy go pomijać gdy chcemy „wyprodukować” owy towar. Ciekawa jestem krzywej podaży jaka
zostałaby wykreślona dla tego dobra. :D Nierozerwalną parę z podażą tworzy popyt - relacji pomiędzy ceną dobra, a ilością jaką konsumenci chcą i mogą nabyć w określonym czasie itd. Wraz ze wzrostem ceny danego dobra, zmaleje
zapotrzebowanie na dobro, a wraz ze spadkiem ceny zapotrzebowanie wzrośnie.Wielkość popytu powinna być więc bardzo wysoka. Coś mi się nie zgadza z tymi
ekonomicznymi teoriami. Skoro sami produkujemy, prawie nic nie inwestując, nie ponosząc
strat i kosztów, gdzie produkujemy za darmo, jeszcze mając dla siebie korzyści,
dodając jeszcze pozostałe czynniki podaży -
jej wielkość powinna być wysoka. Cena? Bezcenne, darmowe, za free – wielkość popytu winna wykraczać najśmielsze oczekiwania ludzi w
okularach i dobrze skrojonych garniturach.
Tak jest i z owym dobrem pilnie
poszukiwanym. Chcemy go otrzymać, czasami nie oferując go innym, bo po co się wysilać? A wiecie o co
chodzi? O uśmiech, dobro, ciepło, życzliwość. Czy moje wypociny i nieudolne próby przekazania
zawiłych treści ekonomicznych były
tego warte? Jeśli przez to przeszliście i czytacie to – myślę, że tak. Nie raz o tym rozmawiałam i słyszałam to nie tyle od Polaków co od przedstawicieli innych narodowości, którzy wyczuli to po 2 dniach.
O wielkie nieba! Jakże
zubożałe
jest nasze społeczeństwo. Tak, polskie społeczeństwo.
Kurcze, szlag mnie trafia kiedy idziesz sobie ulicą
i ani jednej uśmiechniętej
gęby!
Tak! Gęby!
Kiedy wszyscy chodzą jakby się im co najmniej psa
naleśnikiem
zabiło
albo rozjechało ruskim czołgiem.
Nie mówię,
że
należy
chodzić
i szczerzyć zęby
24h, nie mówię by tkwić
obłudnie
w stanie ciągłej
ekstazy i przywlekać się
w pozornie ziejące od nas szczęście
wewnętrznie
będąc
jedną
wielką
ciemnością.
Nie, nie, nie. Ale czyż wszyscy mają
ciemność
w środku?
Mijając
Ludzi na chodnikach czasami mam takie wrażenie.
Jako przyszły(daj Boziu!) psycholog chyba
powinnam się cieszyć,
nie? ( problemy=pacjenci=praca). Niestety, jestem dziwna i z radości
nie skaczę. Nie zachwycam się choć być może powinnam?
Mam świadomość,
że
u 60% osób wynika to z ich zrzędliwości,
stylu bycia, ale przeraża mnie fakt 40%
osób, cierpią wewnętrzne
katusze, ich wnętrze
spowite jest ciemnością,
a jedyny przebłysk światła
dają
błyskawice
gdy burza przechadza się po ich sercach. Każdy
ma gorsze dni jak normalny człowiek, ale czy nie
ma ani jednej osoby dobrym dniem raz na
jakiś
czas choćby
nawet? Są
jednak ludzie dobrej woli, którzy wytężają mięśnie
jarzmowe i się uśmiechają.
Jeśli
nie chcemy robić tego dla kogoś,
bezinteresownie – zróbmy to dla siebie-może
poziom endorfin podniesie się. Taki mały
prezent dla siebie – w końcu każdy
w jakimś
stopniu jest egoistą. Jeśli
masz powód – nie kryj uśmiechu- może
akurat ktoś ma gorszy dzień
i mu to pomoże, a Ciebie nie zuboży? Ktoś
kiedyś powiedział: „uśmiechaj
się
zawsze i wszędzie, bo nigdy nie wiesz kiedy ktoś
zakocha się w Twoim uśmiechu”.
Śnię
o raju, Ikarem nie jestem, bo upadek jest bolesny i w Jego przypadku szczytne
idee zmierzyły się
z głupotą,
ale śnię
o raju, gdzie będzie się
spotykało
dobro, życzliwość
i uśmiech
bezinteresownie, bo póki co dążymy w kierunku
degradacji. Totalnej. Wykładnię owego deficytu i degradacji mieliśmy w ostatnim czasie. Ten post jest tylko zaprawą, bazą pod szersze tematy.
Życzę
Wam uśmiechu,
wielu powodów do niego. Także dzielenia się
dobrocią
i życzliwością,
ale też
ich doświadczania.
Ściskam ciepło
( przytulanie powoduje wzrost hormonu szczęścia)
i ślę
dużooo
uśmiechu! :) :)
Iza :)