Czas się nie zatrzymał. Chwila też nie trwała wieki, choć w
zasadzie mogłabym tu polemizować. Tydzień przeleciał tak szybko, jakby co
najmniej rozdawali darmowe godziny do doby i spieszył się, żeby mu jeszcze
wystarczyło. Zapitala jak Struś Pedziwiatr. Ostatnie 10 miesięcy były ciągłym biegiem. Ładowanie
duchowego akumulatora miało miejsce na XXV Międzynarodowym Saletyńskim Spotkaniu Młodych w Dębowcu
k. Jasła http://www.spotkania.saletyni.pl/. Tydzień mignął; praca, zabawa, modlitwa,
a zwieńczeniem Tego było Uwielbienie
Jezusa w Najświętszym Sakramencie w piątkowy wieczór z niesamowitym świadectwem
i prowadzeniem zespołu En Gedi z Lublina, przed którymi chylę czoła do ziemi i
jeszcze niżej dziękując z całego serducha.
A teraz refleksji kilka:
Ktoś Cię kocha, a Ty kogoś, ale Ten Kogo Kochasz Kocha Cię jeszcze bardziej niż Ty sam go kochasz. Ba! Zna Cię na wylot; wie ile masz siniaków, włosów na głowie. Wie który ząb jest zaplombowany i ile razy upadałeś, ile razy płakałeś i ile czajników spaliłeś. Widzi, że nie wyglądasz jak Miss California, masz odstające uszy czy podły charakter, zna najmroczniejsze Twoje strony, a mimo to Cię Kocha! Ogarniasz?! Ja odkrywam codziennie na nowo. Miłość bez końca, bez granic, na zawsze, pomimo wszystko. Chodzę nią oczadziała i muszę powiedzieć, że jeżeli kiedyś pojawi się na mojej drodze ten, który zaryzykuje zaobrączkowanie się ze mną i przysięgnięcie przed Bogiem, że będzie kochał, szanował i że nie opuści ( co przysięgnę też i ja) będzie musiał zaakceptować, że Pierwszą i największą miłością będzie zawsze Ten, Który Jest, Który Stworzył. To moja Największa Miłość, bo gdyby nie On nie było by mnie, bo nie byłoby moich Rodziców, a którzy to Rodzice są dzięki Dziadkom, itd., a we wszystkim Tym był ten, który Stwarza, bowiem człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Także reasumując: to moja najważniejsza relacja, o która, jak o każdą, trzeba dbać, pielęgnować, jest jak małżeństwo, jak most, który trzeba codziennie budować na nowo, a którą ktoś będzie musiał zaakceptować.
Podobno w związkach jest coś takiego jak przyzwyczajenie. Czasami miewałam takie wrażenie, że przyzwyczaiłam się do tego, że Jezus jest w moim życiu. I nie chodzi tu o pozytywne przyzwyczajenie, ale o takie, które czasami zwalnia z ciągłego dbania o tą relację, o myślenie w stylu: Przecież mnie Kocha, jest ze mną, więc na pewno nie opuści. Pan na szczęście przypominał o tym, że nie jest jak to z reguły bywa, że na skutek nawyku, obycia się w relacji z kimś coś się sypie, wali jak domek z kart. Szef przez Swą Miłość Niepojętą nie opuszczał i nie pozwalał na to by się przyzwyczaić, nabrać rutyny. I nie chodziło tutaj o słanie życia różami, choć nie będę robić z siebie męczennika i twierdzić, że kupa zła w mym życiu się dzieje. Jestem szczęśliwa, jestem szczęściarą, ale Pan prowadził mnie różnymi drogami z różnymi przystankami, niespodziankami i warunkami atmosferycznymi. Dzisiaj, z perspektywy czasu widzę, jak Pan kopał i ile dawał siły, by podnieść się i iść gdy ręka i noga podnieść się nie chciały. By Życie nie było pracą Syzyfa, ale by wydało wspaniały owoc. To co mam, mam dzięki Niemu, a czego nie mam też i Jemu zawdzięczam.
Uwielbiając Pana trzeba żyć tu i teraz. Realizować swoje plany i marzenia, które były zaplanowane tam i wtedy. Żyć Życiem, by go nie przegapić na ślepym planowaniu przyszłości, nie zafiksować się na niej, bo przegapimy to, co mamy teraz, a co może nas do niej zaprowadzić i ostateczności nie osiągając nic. Planując przyszłość realizujmy teraźniejszość, która była planowana w przeszłości. Nie zapominajmy o Życiu. Jak śpiewa Malejonek: „Każda minuta i każda chwila zdarza się tylko raz.. tak szybko płynie czas”.
Ktoś Cię kocha, a Ty kogoś, ale Ten Kogo Kochasz Kocha Cię jeszcze bardziej niż Ty sam go kochasz. Ba! Zna Cię na wylot; wie ile masz siniaków, włosów na głowie. Wie który ząb jest zaplombowany i ile razy upadałeś, ile razy płakałeś i ile czajników spaliłeś. Widzi, że nie wyglądasz jak Miss California, masz odstające uszy czy podły charakter, zna najmroczniejsze Twoje strony, a mimo to Cię Kocha! Ogarniasz?! Ja odkrywam codziennie na nowo. Miłość bez końca, bez granic, na zawsze, pomimo wszystko. Chodzę nią oczadziała i muszę powiedzieć, że jeżeli kiedyś pojawi się na mojej drodze ten, który zaryzykuje zaobrączkowanie się ze mną i przysięgnięcie przed Bogiem, że będzie kochał, szanował i że nie opuści ( co przysięgnę też i ja) będzie musiał zaakceptować, że Pierwszą i największą miłością będzie zawsze Ten, Który Jest, Który Stworzył. To moja Największa Miłość, bo gdyby nie On nie było by mnie, bo nie byłoby moich Rodziców, a którzy to Rodzice są dzięki Dziadkom, itd., a we wszystkim Tym był ten, który Stwarza, bowiem człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Także reasumując: to moja najważniejsza relacja, o która, jak o każdą, trzeba dbać, pielęgnować, jest jak małżeństwo, jak most, który trzeba codziennie budować na nowo, a którą ktoś będzie musiał zaakceptować.
Podobno w związkach jest coś takiego jak przyzwyczajenie. Czasami miewałam takie wrażenie, że przyzwyczaiłam się do tego, że Jezus jest w moim życiu. I nie chodzi tu o pozytywne przyzwyczajenie, ale o takie, które czasami zwalnia z ciągłego dbania o tą relację, o myślenie w stylu: Przecież mnie Kocha, jest ze mną, więc na pewno nie opuści. Pan na szczęście przypominał o tym, że nie jest jak to z reguły bywa, że na skutek nawyku, obycia się w relacji z kimś coś się sypie, wali jak domek z kart. Szef przez Swą Miłość Niepojętą nie opuszczał i nie pozwalał na to by się przyzwyczaić, nabrać rutyny. I nie chodziło tutaj o słanie życia różami, choć nie będę robić z siebie męczennika i twierdzić, że kupa zła w mym życiu się dzieje. Jestem szczęśliwa, jestem szczęściarą, ale Pan prowadził mnie różnymi drogami z różnymi przystankami, niespodziankami i warunkami atmosferycznymi. Dzisiaj, z perspektywy czasu widzę, jak Pan kopał i ile dawał siły, by podnieść się i iść gdy ręka i noga podnieść się nie chciały. By Życie nie było pracą Syzyfa, ale by wydało wspaniały owoc. To co mam, mam dzięki Niemu, a czego nie mam też i Jemu zawdzięczam.
Uwielbiając Pana trzeba żyć tu i teraz. Realizować swoje plany i marzenia, które były zaplanowane tam i wtedy. Żyć Życiem, by go nie przegapić na ślepym planowaniu przyszłości, nie zafiksować się na niej, bo przegapimy to, co mamy teraz, a co może nas do niej zaprowadzić i ostateczności nie osiągając nic. Planując przyszłość realizujmy teraźniejszość, która była planowana w przeszłości. Nie zapominajmy o Życiu. Jak śpiewa Malejonek: „Każda minuta i każda chwila zdarza się tylko raz.. tak szybko płynie czas”.
Nie wiem co Pan
dla mnie przygotował na dalsze wędrowanie, ale wiem, że jest to coś
najwspanialszego – zbawienie, choćby droga do Niego była długa, kręta i zawiła - warto.
Tutaj też chcę podziękować, uchylić czoła i wyrazić wdzięczność dla Księży, grupy Organizacyjnej, Muzycznej, wspomnianemu Zespołowi En Gedi, Gościom, Zespołom, Uczestnikom. Dzięki Wam tamten czas może nadal trwać i owocować. Jednak wybaczcie, ale 100% szacunku popłynie w Jego kierunku - proszę państwa - największe brawa dla Jezusa, którego miłość sprawiła, ze to dzieło miało miejsce! :)
Niech
prowadzi i strzeże! Za to wszystko, nie tylko ten tydzień, ale za całokształt –
CHWAŁA PANU!
pozdrawiam i pamiętam,
Iza :)
Do tej pory jak pojawiał się na fb link do Twojego bloga, stwierdzałam, że nie mam na tyle czasu, żeby to wszystko czytać, po za tym pewnie piszesz o czymś prywatnym, a nie znam Cię na tyle, żeby wchodzić w szczegóły Twojego życia. Po MSSM stwierdziłam jednak, że muszę przeczytać relację z niego, bo przecież już znam Cię troszkę bliżej niż wcześniej i w sumie trochę z ciekawości. Jestem pod ogromnym wrażeniem i dziękuję za te słowa. Jesteś wspaniałą osobą i wiem co mówię. Dziękuję jeszcze raz! za każdy uśmiech, miłe słowo w moją stronę i za samą obecność :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten strasznie miły komentarz Droga/i Nieznajoma/y! Piszę Nieznajoma/y choć sądzę po treści, ze już się nasze drogi skrzyżowały i mam pewne domysły co do Twojej Osoby :) Dziękuję i ja i do kolejnego przeczytania/zobaczenia :)
OdpowiedzUsuń