Już dawno miałam zebrać zacne resztki mózgu, który ostatnio
coraz częściej wychodzi na wagary – chyba nie akceptuje mojego związku z
kofeiną, budzik z kolei mego romansu z łóżkiem, łóżko twierdzi, że zbytnio
umiłowałam inne aktywności społeczno - zawodowe. I bądź tu człowieku mądry i
ogarnij ten harem.. impossible. Co więcej, miałam pisać o analfabetach,
panseksualizmie, ludziach, ale post będzie o czymś, albo o kimś innym, bowiem..
Spotkałam dzisiaj Słońce które, na chwilę zagościło na
stalowym niebie pozbawionym błękitu, na
niebie, które już od dawna powinno być pierwszym co zobaczę po otwarciu oczu,
które powinno mobilizować mój ospały tyłek do zacnego jego zmobilizowania i
ruszenia się, do opuszczenia mocno ściskających objęć pościeli toczącej każdego
ranka nieustanną walkę z budzikiem.
Ucieszyłam się kiedy je zobaczyłam. Wydaje mi się, że trochę
mu ulżyło kiedy zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że nie jestem na nie zła za
jego nieobecność w ostatnim czasie. Mówiło, że przeprasza za całe to
zamieszanie. Że wie, że nie powinno było, że to nie tak miało być, że nie wie
jak to się stało, że przecież wszyscy oczekiwali już wiosny i jego codziennego
na niebie goszczenia, że to był jej obowiązek, że oczekiwania powinno spełniać,
a Ono trochę się pogubiło. Wspomniało o szybszym serca biciu, zwariowaniu i
straceniu rachuby czasu. Zimie, z którą od dawna toczy wojny i gorąco daje do
zrozumienia, że ma zbierać białe woalki z ziemi, było w to jej graj – choć raz
na jakiś mocno długi czas królowa mrozów wygrała i mogła przyszpilić pokazując
swe oblicze. Nie przewidziała jednak, że zostanie znienawidzona przez
zdecydowaną większość szkieletów zamieszkujących zmienię. Słońce jednak wcale
nie zapomniało, troszeczkę tylko się zatraciło i ma teraz wielkie wyrzuty
sumienia. Nie chciało przecież odbierać Paniom przyjemności w postaci zmiany
garderoby a Panom przyjemności w obserwowaniu tego. Lubiło zachwyty nad swoim
wschodem i zachodem, lubiło paradować na niebie i być gwiazdą na błękitnym
wybiegu. Lubiło kiedy dawało po oczach, wkradało się do pomieszczeń
wprowadzając jasność i rozświetlając zakamarki serc. Lubiło budzić swymi
promieniami i widzieć uśmiech na twarzy ludzi. Przyznało, że tęskniło za tym i
mu tego brakowało, szczególnie tej rzeszy zakochańców, które na wiosnę wypadały
jak żaby po deszczu latając za rękę po parkach, chodnikach, górach i lasach.
Miało jednak do dokończenia wiele spraw, coś chciało zamknąć, coś otworzyć, coś
wpadło po drodze – zachwyty duszy, uniesienia serca. Teraz zbiera ostatnie
promienie by dokończyć wiosenne wdzianko i ruszyć na podbój ziemi wpierw
pokonując bezczelnie rozpanoszoną tu zimę. Musi zaprowadzić porządek. Wpadnie z
impetem, rozbierze ludzi, obudzi kwiaty i drzewa, a w powietrzu rozpyli zapach
szczęścia by można było się nim sztachnąć na legalu.
Bądźmy dla Słońca wyrozumiali. Przecież
my sami nie jesteśmy idealni. Ono przyjdzie, a z nim wiosna. Będzie i
przyniesie nowe, ciekawe, radosne.
Wszystko chcemy mieć na już, na teraz, na wczoraj. Ale nie
zawsze można, nie zawsze się da. I Chwała Bogu! Jesteśmy niepohamowani w swoich
pragnieniach, żądzach i chęci posiadania, a czasami trzeba po prostu poczekać.
Jeśli ma być to będzie, jeśli nie przyjdzie – nie było nam pisane. Czasami
trzeba cierpliwości i wytrwałości, utarcia zapyziałego nosa by poczuć prawdziwy
smak tego na co tak długo czekaliśmy. Sama marzę w klimacie tego posta o słońcu,
cieple, letnich ubraniach, zapachu trawy, śpiewających ptakach, zielonych drzewach,
obserwowaniu rozwijających się pąków, zbliżającego się truskawkowego sezonu.
Ale przyjdzie na to czas. Jak na wszystko w życiu. Trzeba być jedynie
wytrwałym. Pamiętać by w oczekiwaniu i wymaganiach się nie zatracić, doceniać
co jest tu i teraz. Bo jeśli nie mamy wiosny w sobie, albo nie chcemy jej mieć
czy też jej odkryć, to nawet słońce nie będzie w stanie skruszyć
zatwardziałości i roztopić pieczołowicie zbudowanego igloo dla naszych serc. Ze słońcem jest jak z pięknem - nie znajdziemy go nigdzie, jeśli nie nosimy go w sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz