W ostatnich dniach, jak to zostało nazwane – grobbingu, uprawiam helling. I nie chodzi tu o to, że napełniam balony helem, by później sprzedawać je koło cmentarzy w pobliskich miejscowościach. Rzeczywistość, jaką zastałam 1-go listopada przeszła moje najśmielsze oczekiwania i zastanawiałam się – czy to już obłęd? Czy może paranoja? Bo na pewno nie miłość i nie kochanie.
Nie od dziś wiadomo, że komercja jest wszędzie. Pieniądz zdominował świat, głupota ludzka nie zna granic, a dźwignią handlu, podobnie jak i matką wynalazków, jest potrzeba i.. wygoda ludzi. Poniżej kilka refleksji z 1-go listopada – Dnia Wszystkich Świętych, będącego uroczystością obchodzoną w Kościele Rzymskokatolickim ku czci Wszystkich Świętych.
1. Grobbing - słowo związane jest z typową dla Polski tradycją odwiedzania grobów bliskich i dalszych zmarłych. Czynność, której każdy doświadcza raz czy dwa w roku – od grobu do grobu, świeczka, zapałki, kwiatek. Ploteczki, rodzinne buziaki na powitanie itd. Do tego kiełbaska, balonik z helem (niedługo może jeszcze stoisko z trunkami wyskokowymi coby kiełbaska się lepiej przyjęła). To wszystko okraszone nie refleksją nad życiem, nad tym co jest „później”, anegdotami i wspominaniem bliskich, ale nad plotkami, nieistotnymi komentarzami dotyczącymi zarówno wyglądu innych ludzi jak i grobów, bo te muszą być w swym wyglądzie bezkonkurencyjne i bić na głowę tysiące pozostałych. Chwała, gdyby to miało coś z dbania o pamięć osoby i miejsce jej spoczynku nie tylko raz do roku.
2. Looking – trzeba przecież patrzeć! Co nowa sąsiadka ma na sobie, ile zniczy przyniosła i jakie kwiaty. A czy Kazio kupił mniejsze czy większe chryzantemy, bo w zeszłym roku to się nie popisał. A ta jego żonka! Phi! W szpileczkach z różową panterką - jak miss łorld! Wstydziłaby się w świętym miejscu pokazywać, że na panterki ma pieniądze i tak „ladaczy” sacrum. Trzeba też i siebie zaprezentować by inni mogli popatrzeć – więc nowe futro, kosmetyczka, masażystka, sauna, solarium, make up, manicure, pedicure, dupure. No i samochodem trzeba zaparkować niemal przy grobowcu, a niech wiedzą, że się ma! W zasadzie 1 listopada to, jak mówił w swoim poniedziałkowym felietonie Tomasz Olbratowski – Święto Kobiet, Prawdziwe Święto Kobiet! Nie będę tego rozwijać – Pan Olbratowski zrobił to jak zawsze w wielkim stylu, stąd nie śmie komentować, jedynie odsyłam i polecam.
http://www.rmf.fm/movies/show,1642,prawdziwy-dzien-kobiet-04-listopada.html
3. Cmentarny obwarzanek, kurczak z rożna, odpustowe słodycze – Każdy z nas wie jak to wygląda. Wyjazd rano, grobbing tu, grobbing tam. W końcu człowiek głodnieje – samym dymem z lampek się nie naje, Biedronka i Tesco zamknięte, kanapki na drogę nie zrobione - żona zaspała. Cóż – nie martw się obywatelu! Otóż przenośna sieć gastronomiczna zatroszczy się o Ciebie, bo wiadomo – człowiek głodny – człowiek zły! Tak więc można na chodniku, i niemal przy wejściu na cmentarz, zastać Panie sprzedające obwarzanki, które niekiedy swą ofertę poszerzają o soczki w kartoniku i napoje energetyzujące - coby grobbing uskrzydlał. Jeśli jednak znajdą się miłośnicy konkretniejszej strawy będzie coś i dla nich – kurczak z rożna, a dla dzieci (małych i dużych) słodycze – do wyboru do koloru.
4. Malusińscy – niechże i oni mają coś tego dnia oprócz skakania po grobach i „nudnego zapalania lampek” (choć moja kuzynka patrząc na 3 knoty palące się w zniczu powiedziała – patrz Izia, wygląda jak Myszka Miki. Więcej takich dzieciństw!). Potrzeba nie tylko matką wynalazków, ale też dźwignią handlu – oto na pomoc rodzicom, którzy nie mogą już ogarnąć dzieciaków, albo chcą „przekupić je na jeszcze godzinę grobbingu” przychodzi hel. Balony dmuchane helem, sam hel. Hel do gadania, do balonów – szkoda, że mózgu napompować się nie da. Rodzice wiele zrobią, by mieć spokój czy rozpieścić swoją pociechę, która dumnie kroczyć będzie chodnikiem, a na twarzy rodziców przyklejona będzie karteczka – mogę kupić dziecku na co ma ochotę, ma szczęśliwe dzieciństwo i balona. Niestety jednak tutaj co rozważniejsi rodzice stają się ofiarą. Bo kiedy 2 latek zobaczy heloł kiti latające w powietrzu, może być słyszany w promieniu kilku kilometrów. Co oczy widzą, tego sercu żal i masz babo placek.
5. Na fajkę zawsze jest czas – czy to trawka na cmentarzu koło innych grobów czy jakkolwiek – czas na bucha zawsze jest. Nawet i sędziwa Babcia zatęskni za nikotynowym sztachnięciem czy też będzie musiała odreagować, bo Kowalczykowa, stara jędza, zrobiła sobie nowe krzesełko przed nagrobkiem.
O tempora! O mores! - to zawołanie towarzyszy mi ostatnio bardzo często i jest wyrazem ubolewania nad kondycją współczesnych przemian, obserwowanych zachowań, spostrzeżeń,zasłyszanych słów, zobaczonych gestów. Jest źle. Zapominamy o tym co najważniejsze, pławimy się w zabawkach współczesności, obwieszamy się złotem tracąc to, co jest często istotą. Odziani w najnowsze szaty uprawiamy grobbing zajadając się przy tym kurczakami z rożna i obwarzankami, w rękach trzymając balonika z helem. Nie wiemy komu palimy świeczkę, nie potrafimy wspomnieć bliskich i poczuć ich obecność. Nie wiemy kto jest naszym świętym patronem. Wegetujemy.
Brak nam ciepłych spojrzeń, czułych gestów. Za mało kochamy, oddalamy się, by szybko się zdystansować, by nie czuć. W gonitwie za Bóg jeden wie czym, nie potrafimy znaleźć równowagi i czasu na to, co na prawdę ważne. W gonitwie za balonikiem i cmentarnym obwarzankiem.
Nie od dziś wiadomo, że komercja jest wszędzie. Pieniądz zdominował świat, głupota ludzka nie zna granic, a dźwignią handlu, podobnie jak i matką wynalazków, jest potrzeba i.. wygoda ludzi. Poniżej kilka refleksji z 1-go listopada – Dnia Wszystkich Świętych, będącego uroczystością obchodzoną w Kościele Rzymskokatolickim ku czci Wszystkich Świętych.
1. Grobbing - słowo związane jest z typową dla Polski tradycją odwiedzania grobów bliskich i dalszych zmarłych. Czynność, której każdy doświadcza raz czy dwa w roku – od grobu do grobu, świeczka, zapałki, kwiatek. Ploteczki, rodzinne buziaki na powitanie itd. Do tego kiełbaska, balonik z helem (niedługo może jeszcze stoisko z trunkami wyskokowymi coby kiełbaska się lepiej przyjęła). To wszystko okraszone nie refleksją nad życiem, nad tym co jest „później”, anegdotami i wspominaniem bliskich, ale nad plotkami, nieistotnymi komentarzami dotyczącymi zarówno wyglądu innych ludzi jak i grobów, bo te muszą być w swym wyglądzie bezkonkurencyjne i bić na głowę tysiące pozostałych. Chwała, gdyby to miało coś z dbania o pamięć osoby i miejsce jej spoczynku nie tylko raz do roku.
2. Looking – trzeba przecież patrzeć! Co nowa sąsiadka ma na sobie, ile zniczy przyniosła i jakie kwiaty. A czy Kazio kupił mniejsze czy większe chryzantemy, bo w zeszłym roku to się nie popisał. A ta jego żonka! Phi! W szpileczkach z różową panterką - jak miss łorld! Wstydziłaby się w świętym miejscu pokazywać, że na panterki ma pieniądze i tak „ladaczy” sacrum. Trzeba też i siebie zaprezentować by inni mogli popatrzeć – więc nowe futro, kosmetyczka, masażystka, sauna, solarium, make up, manicure, pedicure, dupure. No i samochodem trzeba zaparkować niemal przy grobowcu, a niech wiedzą, że się ma! W zasadzie 1 listopada to, jak mówił w swoim poniedziałkowym felietonie Tomasz Olbratowski – Święto Kobiet, Prawdziwe Święto Kobiet! Nie będę tego rozwijać – Pan Olbratowski zrobił to jak zawsze w wielkim stylu, stąd nie śmie komentować, jedynie odsyłam i polecam.
http://www.rmf.fm/movies/show,1642,prawdziwy-dzien-kobiet-04-listopada.html
3. Cmentarny obwarzanek, kurczak z rożna, odpustowe słodycze – Każdy z nas wie jak to wygląda. Wyjazd rano, grobbing tu, grobbing tam. W końcu człowiek głodnieje – samym dymem z lampek się nie naje, Biedronka i Tesco zamknięte, kanapki na drogę nie zrobione - żona zaspała. Cóż – nie martw się obywatelu! Otóż przenośna sieć gastronomiczna zatroszczy się o Ciebie, bo wiadomo – człowiek głodny – człowiek zły! Tak więc można na chodniku, i niemal przy wejściu na cmentarz, zastać Panie sprzedające obwarzanki, które niekiedy swą ofertę poszerzają o soczki w kartoniku i napoje energetyzujące - coby grobbing uskrzydlał. Jeśli jednak znajdą się miłośnicy konkretniejszej strawy będzie coś i dla nich – kurczak z rożna, a dla dzieci (małych i dużych) słodycze – do wyboru do koloru.
4. Malusińscy – niechże i oni mają coś tego dnia oprócz skakania po grobach i „nudnego zapalania lampek” (choć moja kuzynka patrząc na 3 knoty palące się w zniczu powiedziała – patrz Izia, wygląda jak Myszka Miki. Więcej takich dzieciństw!). Potrzeba nie tylko matką wynalazków, ale też dźwignią handlu – oto na pomoc rodzicom, którzy nie mogą już ogarnąć dzieciaków, albo chcą „przekupić je na jeszcze godzinę grobbingu” przychodzi hel. Balony dmuchane helem, sam hel. Hel do gadania, do balonów – szkoda, że mózgu napompować się nie da. Rodzice wiele zrobią, by mieć spokój czy rozpieścić swoją pociechę, która dumnie kroczyć będzie chodnikiem, a na twarzy rodziców przyklejona będzie karteczka – mogę kupić dziecku na co ma ochotę, ma szczęśliwe dzieciństwo i balona. Niestety jednak tutaj co rozważniejsi rodzice stają się ofiarą. Bo kiedy 2 latek zobaczy heloł kiti latające w powietrzu, może być słyszany w promieniu kilku kilometrów. Co oczy widzą, tego sercu żal i masz babo placek.
5. Na fajkę zawsze jest czas – czy to trawka na cmentarzu koło innych grobów czy jakkolwiek – czas na bucha zawsze jest. Nawet i sędziwa Babcia zatęskni za nikotynowym sztachnięciem czy też będzie musiała odreagować, bo Kowalczykowa, stara jędza, zrobiła sobie nowe krzesełko przed nagrobkiem.
O tempora! O mores! - to zawołanie towarzyszy mi ostatnio bardzo często i jest wyrazem ubolewania nad kondycją współczesnych przemian, obserwowanych zachowań, spostrzeżeń,zasłyszanych słów, zobaczonych gestów. Jest źle. Zapominamy o tym co najważniejsze, pławimy się w zabawkach współczesności, obwieszamy się złotem tracąc to, co jest często istotą. Odziani w najnowsze szaty uprawiamy grobbing zajadając się przy tym kurczakami z rożna i obwarzankami, w rękach trzymając balonika z helem. Nie wiemy komu palimy świeczkę, nie potrafimy wspomnieć bliskich i poczuć ich obecność. Nie wiemy kto jest naszym świętym patronem. Wegetujemy.
Brak nam ciepłych spojrzeń, czułych gestów. Za mało kochamy, oddalamy się, by szybko się zdystansować, by nie czuć. W gonitwie za Bóg jeden wie czym, nie potrafimy znaleźć równowagi i czasu na to, co na prawdę ważne. W gonitwie za balonikiem i cmentarnym obwarzankiem.
Świat pędzi za szybko, dzieje się za dużo a my ślepo podążamy za tym wszystkim bez zastanowienia. Być może nastąpi kiedyś taki moment zwrotny w historii ludzkości, że wszyscy zatrzymają się w miejscu i pomyślą "hej, przecież ja nie muszę tak żyć, to nie jest to co chcę robić" Tak naprawdę to czuję...... ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł Zieliński
Pawle, myślę, że na szczęście jest na świecie kilka takich osób. Być może są nierozpoznawalne i gubią się w tłumie osób podążających za wystylizowanymi świrkami tego świata, ale ja mam szczęście znać te wyjątki. Myślę,że ważnym jest byśmy tez sami starali się zachować dystans i po prostu zdrowy rozsądek w tym wszystkim, ale komu jak komu - Tobie nie muszę tego mówić :D
OdpowiedzUsuńNo cóż w samo sedno bym rzekła:P aż pozwoliłam sobie wrzucić na bloga;)
OdpowiedzUsuńIleż cukru:) Czuję się zaszczycona mogąc "zagościć" na Twoim blogu ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie! :)