czwartek, 16 lutego 2012

Z ekonomią na bakier.


Ostatnio siedziałam z kubkiem herbaty patrząc na padający za oknem śnieg. W tle, do moich uszu, trafiała muzyka. Delikatna, subtelna. Wśród dźwięków Edyta Bartosiewicz wyśpiewała „ i przemoknięte serca miast..”. Pomyślałam wtedy „ taa.. ostatnio coraz częściej chyba przemarznięte. Zimne jak cholera, a do tego niejednokrotnie ponure, szare i bure”. 

Jest taki towar poszukiwany w tych przemarzniętych serduchach. Towar pożądany.
Cholera, gdzież on jest? Ki czort się na niego pokwapił? Dzisiejsze społeczeństwo cierpi na zdecydowany  jego deficyt, nie ma co. 

Jak powszechnie wiadomo sytuacja ekonomiczna w Polsce leży. Coś wyniosłam z Podstaw Przedsiębiorczości i wiem, że Podaż, ilość dóbr na rynku oferowana przy określonej cenie jeśli zakładamy, że inne elementy na rynku będą niezmienne i bla bla bla..Poziom wielkości podaży, tak jak poziom wielkości popytu nie zależy tylko od ceny towaru, ale też jak w innych przypadkach, od wielu czynników - między innymi od ceny danego dobra, czyli ilości pieniędzy jaką producent otrzymuje ze sprzedaży każdej jednostki tegoż oto „produktu” – tu rodzi się pewien problem, bowiem dla niektórych ten produkt może nie przynosić wbrew pozorom żadnych zysków materialnych. Aaaa! I tu może poniektórych mam? Wszystko musi być opłacalne i przynosić profity? Jeśli tak – współczuje i składam kondolencje. Te Przypadki muszą się zreformować, bo ugrzęzną już w tym punkcie. Dodatkowo podaż zależy od ceny czynników produkcji czyli kosztów poziomu produkcji takich jak płaca, opłaty za energię, czynsz itd. - tutaj w tym przypadku kosztów żadnych nie ponosimy, później zobaczycie dlaczego.Dochodzi do tego technologia, czyli postęp techniczny – towar przeze mnie poszukiwany można za ich pomocą uzyskać, ale to nie to samo. Ceny dóbr substytucyjnych i komplementarnych w zasadzie mają się nijak. Co więcej, dla skąpców i skner poszukiwany produkt jest tańszy i wydajniejszy w wersji oryginalnej, a nie przetworzonej, zastąpionej itp. Liczba producentów na danym rynku jest zatrważająco duża, bowiem - gwiezdne jaja, ale tak -  wytwarzaniem i dystrybucją możemy zając się sami. Wiele jednak zależy od celów przedsiębiorstwa, a skoro my jesteśmy producentami i zarazem przedsiębiorstwami mającymi potencjał, to od naszych celów i ideałów zależy powodzenie i odniesiony sukces dający satysfakcję i profity nie tylko dla konsumentów ale i dla producentów. Oczekiwania dotyczące zmian cen nie powinny nas interesować, choć przeszła mnie myśl, a wraz z nią ciary na całym ciele, że może dojść do tego, że za towar poszukiwany do jakiego opisu zmierzam, będzie uzyskiwany za kasę. Ale to apokaliptyczna wizja, fatalna w swej tragiczności. Wielkość rezerw niestety spada, na co wpływają też czynniki przypadkowe, np. pogoda tudzież zawirowania w zachowaniu i specyfice samych przedsiębiorców. Jeśli idzie o czas, jakim dysponują producenci raczej nie ma co się martwić, podstawowa forma wymaga sekundy, natomiast bardziej złożone działania wymuszają do większego „wysiłku”, który jednak jest niezwykle przyjemny. Przeraża mnie jednak brak czasu choć z ręką na sercu, bijąc się w pierś i krzycząc „mea culpa, mea maxima culpa” muszę przyznać się, że u mnie tez ostatnio pojawia się sformułowanie : „ brak czasu” ( tfu, łapię się na nim coraz częściej - obiecuję lepszą organizację), jednak produkt poszukiwany jest najważniejszy. Jeśli idzie o podaż to warto dodać, że na interwencyjną politykę państwa, dotacje, warunki prawne nie ma co w tym przypadku liczyć, bowiem oglądając się na to czy kierując myśli w tamtym kierunku możemy jedynie nabawić się problemów żołądkowych, przyprawić o nudności, niewykluczone są tez stargane nerwy, konieczność sięgania po środki uspokajające. Tak więc ostatni z przytoczonych przeze mnie czynników kształtujących podaż ma tutaj niezwykle negatywny wpływ i powinniśmy go pomijać gdy chcemy „wyprodukować” owy towar. Ciekawa jestem krzywej podaży jaka zostałaby wykreślona dla tego dobra. :D Nierozerwalną parę z podażą tworzy popyt - relacji pomiędzy ceną dobra, a ilością jaką konsumenci chcą i mogą nabyć w określonym czasie itd. Wraz ze wzrostem ceny danego dobra, zmaleje zapotrzebowanie na dobro, a wraz ze spadkiem ceny zapotrzebowanie wzrośnie.Wielkość popytu powinna być więc bardzo wysoka. Coś mi się nie zgadza z tymi ekonomicznymi teoriami. Skoro sami produkujemy, prawie nic nie inwestując, nie ponosząc strat i kosztów, gdzie produkujemy za darmo, jeszcze mając dla siebie korzyści, dodając jeszcze pozostałe czynniki podaży - jej wielkość powinna być wysoka. Cena? Bezcenne, darmowe, za free – wielkość popytu winna wykraczać najśmielsze oczekiwania ludzi w okularach i dobrze skrojonych garniturach.
Tak jest i z owym dobrem pilnie poszukiwanym. Chcemy go otrzymać, czasami nie oferując go innym, bo po co się wysilać? A wiecie o co chodzi? O uśmiech, dobro, ciepło, życzliwość. Czy moje wypociny i nieudolne próby przekazania zawiłych treści ekonomicznych były tego warte? Jeśli przez to przeszliście i czytacie to – myślę, że tak. Nie raz o tym rozmawiałam i słyszałam to nie tyle od Polaków co od przedstawicieli innych narodowości, którzy wyczuli to po 2 dniach.
 
O wielkie nieba! Jakże zubożałe jest nasze społeczeństwo.  Tak, polskie społeczeństwo. Kurcze, szlag mnie trafia kiedy idziesz sobie ulicą i ani jednej uśmiechniętej gęby! Tak! Gęby! Kiedy wszyscy chodzą jakby się im co najmniej psa naleśnikiem zabiło albo rozjechało ruskim czołgiem. Nie mówię, że należy chodzić i szczerzyć zęby 24h, nie mówię by tkwić obłudnie w stanie ciągłej ekstazy i przywlekać się w pozornie ziejące od nas szczęście wewnętrznie będąc jedną wielką ciemnością. Nie, nie, nie. Ale czyż wszyscy mają ciemność w środku? Mijając Ludzi na chodnikach czasami mam takie wrażenie. Jako przyszły(daj Boziu!) psycholog chyba powinnam się cieszyć, nie? ( problemy=pacjenci=praca). Niestety, jestem dziwna i z radości nie skaczę. Nie zachwycam się choć być może powinnam? Mam świadomość, że u 60% osób wynika to z ich zrzędliwości, stylu bycia, ale przeraża mnie fakt 40% osób, cierpią wewnętrzne katusze,  ich wnętrze spowite jest ciemnością, a jedyny przebłysk światła dają błyskawice gdy burza przechadza się po ich sercach. Każdy ma gorsze dni jak normalny człowiek, ale czy nie ma ani jednej osoby  dobrym dniem raz na jakiś czas choćby nawet? Są jednak ludzie dobrej woli, którzy wytężają  mięśnie jarzmowe i się uśmiechają. Jeśli nie chcemy robić tego dla kogoś, bezinteresownie – zróbmy to dla siebie-może poziom endorfin podniesie się. Taki mały prezent dla siebie – w końcu każdy w jakimś stopniu jest egoistą. Jeśli masz powód – nie kryj uśmiechu- może akurat ktoś ma gorszy dzień i mu to pomoże, a Ciebie nie zuboży?  Ktoś kiedyś powiedział: „uśmiechaj się zawsze i wszędzie, bo nigdy nie wiesz kiedy ktoś zakocha się w Twoim uśmiechu”. Śnię o raju, Ikarem nie jestem, bo upadek jest bolesny i w Jego przypadku szczytne idee zmierzyły się z głupotą, ale śnię o raju, gdzie będzie się spotykało dobro, życzliwość i uśmiech bezinteresownie, bo póki co dążymy w kierunku degradacji. Totalnej.  Wykładnię owego deficytu i degradacji mieliśmy w ostatnim czasie. Ten post jest tylko zaprawą, bazą pod szersze tematy.

Życzę Wam uśmiechu, wielu powodów do niego. Także dzielenia się dobrocią i życzliwością, ale też ich doświadczania.
Ściskam ciepło ( przytulanie powoduje wzrost hormonu szczęścia) i ślę dużooo uśmiechu!  :) :)
Iza :)