czwartek, 14 czerwca 2012

Kompleks Damoklesa

Temat do napisania leży od jakiegoś bliżej czy dalej określonego czasu. Powodem jego odleżyn jest wojna, nazywana tez panną lekkich obyczajów, a której na imię - sesja. 

Dzisiaj parę słów wykrztusić pragnę na temat kompleksu. Kompleksu Damoklesa. Żeby  było wiadomo sąd się wzięło to i owo zacznijmy jak Pan Bóg przykazał - od początku. 

Damokles wiodący swój żywot w IV wieku przed Chrystusem będący dworzaninem i wiernym sługą tyrana Syrakuz Dionizjosa I Starszego zazdrościł mu w swej pysze bogactwa.  Łakomił się także na jego potęgę i sławę zwąc swego pana „najszczęśliwszym ze śmiertelników”.  Jednakowoż tyran Syrakuz mądrym okazał się być. Swemu pochlebcy pozwolił na jeden dzień zasmakować tak dla niego wymarzonych i wspaniałych uroków życia władcy pod jednym jednak warunkiem. Podczas wieczornej uczty nad jego głową zawisnąć miał miecz zawieszony na końskim włosie. Jasność mamy jaką to ucztę miał Damokles, który gdy po pewnym czasie pławienia się szczęściem,  skąpania w perfumach i szaleństwach zmysłów, uświadomił sobie, że nad jego głową wisi miecz, którego ostrze odbija się i połyskuje. Nie od dzisiaj więc starożytni inspirują nas i są punktem odniesienia dla opisania współczesnych zjawisk. Tak było i tym razem. 

Zaiste zadziwiającym jest fakt, jak Polacy są zakompleksiali. Nie chodzi tu o wzrost, wagę, figurę tudzież wygląd. Posiadamy niewiarygodnie niską wiarę w siebie, którą często nazwałabym raczej lenistwem, tumiwisizmem czy itakminiewijdzizmem, przy odwrotnie proporcjonalnej zazdrości sukcesów odnoszonych przez innych. To co jest kompleksem Damoklesa, czyli zazdroszczenie innym sukcesów oraz szczęścia, z którym łączy się idealizowanie warunków ich życia w połączeniu z uczuciem niesprawiedliwości
i niezadowoleniem z własnego życia, stało się stylem bycia, pasją i sposobem na przemierzenie ziemskiego padołu na którym przyszło nam egzystować wlokąc codziennie nogi po marnej glebie i dziurawych chodnikach. Zaiste to jeden z naszych kompleksów. Narodowych rzekłabym. Z pełną odpowiedzialnością. Nie chodzi tu o fakt, że bezdomni zazdroszczą łóżka. Tu w grę zazdrości wchodzi wszystko, a co najgorsze – chodzi o to, co najczęściej znajduje się w zasięgu ręki owych jęczących męczenników świata, którzy skazani są na życie w cieniu blasku i chwały osób, które zawsze stają na piedestałach, a ich życie usłane jest różami i wiecznym powodzeniem.
W życiu nic nie wychodzi, słońce znów zaświeciło opcjonalnie jest pochmurny dzień, co też nie pasuje bo przecież nie wypada żeby pasowało. Słońce jest dla tych szczęśliwców, których życie rozpieszcza i dolewa soku pomarańczowego ze świeżo wyciśniętych pomarańczy każdego ranka. Cukierek jest nierówno zapakowany, a dziura w chodniku jest specjalnie po to, by rozwalić na kolano albo, o zgrozo!, złamać nogę jakby było mało, że cukier w herbacie był dzisiaj za słodki. W końcu ekspedientka w sklepie była niemiła, wykładowca znów się na nas uwziął, jestem beznadziejny/a podczas gdy wszyscy dookoła obrastają w blasku zajebi***ci, a cały ten świat zmierza ku zagładzie emanując dookoła złem, beznadziejnością i wszędobylnym marazmem będącym wynikiem bezcelowej egzystencji człowieka na tym marnym padole gdzie i tak nie jest dane osiągnąć czegokolwiek. Grzebiąc się w odchodach – produktach ubocznych współczesnych osiągnięć cywilizacji czy mass mediów, żyjemy przeświadczeni o naszej niemocy, słabości i do-niczego-wości zawalając się gnojówką wykreowanych niechęci, bezpodstawnych pretensji tudzież Bóg wie jakich i w stosunku do czego/kogo oczekiwań. Nie doceniamy tego, co mamy. Nie potrafimy cieszyć się z tych małych chwil i rzeczy, których dostarcza nam życie, które możemy kreować. Zazdrościmy innym sami nie mając odwagi by sięgnąć po marzenia. Tak naprawdę ludzie owładnięci kompleksem Damoklesa zazdroszczą chyba nie tyle dóbr, co odwagi w realizacji tego, co inni sobie wymarzyli i postanowili osiągnąć, a co nie było bułką z masłem czy rogalikiem francuskim podanym do łóżka razem z białą kawą przez mężczyznę marzeń w pokoju z widokiem na może czy ogród pełen zieleni. Później wylewamy żale na demotach siedząc przed komputerem osiągając szczyt „depresji” i frustracji nad poziomem beznadziejności tkwiąc i utwierdzając się w przekonaniu o swej nieszczęśliwości utożsamieni z połową osób, które to „zlajkowały”. 

Weźmy się za siebie. Otwórzmy się na dobro i szczęście. Spróbujmy, albo przynajmniej naumyślnie nie zamykajmy oczu. Nazwijcie mnie głupcem, naiwniakiem i słabszym osobnikiem – oleję to i będę krzyczeć za Michelem Quoistem:
„Życie jest piękne, Panie,
i chcę je zrywać,
tak jak zry­wa się kwiaty o wiosen­nym poranku.”
Za
E. Rooseveltem powiem:  „Zdobywasz siłę, odwagę i pewność siebie przez każde doświadczenie  przy którym spotykasz się ze swym strachem. Musisz robić to o czym myślisz, że nie możesz tego zrobić.”
  
Walczmy z kompleksem Damoklesa! Amen!

ściskam i pozdrawiam,
Iza