niedziela, 2 grudnia 2012

Oczy.


Uwielbiam dzieci. Stwierdzenie to nie wydaje się być co najmniej dziwacznym czy świadczącym o dewiacji, szczególnie gdy pisze to 21-letnia Kobieta wydająca się być w kwiecie wieku i w najlepszym okresie sprzyjającym wydaniu na świat potomstwa. Ale moje dzieckiem zachwycenie nie sprowadza się do instynktu macierzyńskiego czy opisania chęci tulenia małego Stworzenia, które poza koncertami nocnymi patrzy małymi, bezbronnymi oczami miłości na osobę, która dała Jej życie i w której rękach to Życie jest nadal, nie wykluczając oczywiście faktu, że w byciu Kobietą uważam to za jedną z najwspanialszych rzeczy. 
Chodzi mi jednak o dziecięce oko. Spokojnie, nie jestem kolekcjonerką – niech więc Matki z ulgą odetchną.
Dante racje miał; one, „oczy dziecka oprócz gwiazd i kwiatów zostały nam z raju”.  Czemuż więc o nich i od nich tu wywód zaczynam? Oczy dziecka są pryzmatem patrzenia na świat, którego coraz częściej brakuje. Lubiąc komplikować sobie życie i widząc samo zło umyka nam czas, który teoretycznie powinniśmy chcieć jak najlepiej zainwestować. Gdyby zawiać nutą feminizmu mogłabym za Nietzschem powiedzieć, że o ile kobieta lepiej rozumie dziecko niż mężczyzna, to mężczyzna jest psychicznie do niego bardziej podobny. Jednak nie chodzi mi tu o szowinistyczni-feministyczne spory czy wywody, zaznaczając od razu, że feministką nie jestem, feminizmem się brzydzę.
Wracając do zasadniczego tematu. Anthony de Mello pisze: „Człowieka, który pat­rzy w oczy dziec­ka, uderza prze­de wszys­tkim ich niewin­ność: owa przej­mu­jąca niez­dolność do kłam­stwa, do zakłada­nia mas­ki, czy chęci by­cia kimś in­nym, niż jest”. To jest właśnie to. Kiedy dorosły się uśmiecha pytamy co mu jest, co go rozbawiło, czy nie jestem brudny/a? czy coś się stało? Dziecko śmieje się po prostu.
Jesteśmy sponiewierani obojętnością na ludzkie cierpienie, na potrzeby i przede wszystkim na człowieka podczas gdy Ci, dla których jesteśmy olbrzymami, pochylają się i płaczą gdy widzą złamane skrzydło motyla. Żyjąc w  starannie oszlifowanych i zaakceptowanych przez społeczeństwo ramach, które są przez ludzi wytworzone i solidnie zakonserwowane,  nie możemy oderwać się od schematów i „wypadalności” podejmowanych działań. Wypada czy nie wypada się śmiać? Wypada czy nie wypada przytulić? Wypada czy nie wypada biec z końca korytarza, złapać w pasie i pytać: musisz już jechać? Wypada czy nie wypada bawić się w chowanego? Paranoja i cuda na kiju normalnie.
Tkwimy w świecie znieczulicy i wszędobylnego tumiwisizmu. Startujemy w jakiś zawodach nie widząc w nich celu, a mimo wszystko kosimy potencjalnych współtowarzyszy by dotrzeć pierwszym na metę - bi inni biegną, bo wypada, bo w sumie jakoś tak trezba. Nie potrafimy się śmiać, żartować, widzieć niebieskiego nieba. Stworzenie związku opieramy niejednokrotnie na zasadach transakcji wiązanej – ja Tobie, Ty mi. Coraz częściej związek i miłość wynikają z ekonomicznych pobudek, kalkulacji i przewidywań. A czy potrafimy spojrzeć na miłość tak jak ujmuje ją E. Fromm: „Miłość nie jest zasadniczo stosunkiem do jakiejś określonej osoby; jest ona postawą, pełną właściwością charakteru, która określa stosunek człowieka do świata w ogóle, a nie do jednego „obiektu” miłości. Jeżeli dany człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich bliźnich, jego miłość nie jest miłością, lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem. A jednak większość ludzi uważa, że miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, że świadczy to o sile ich miłości, jeżeli nie kochają nikogo poza „ukochaną” osobą. Jest to taki sam błąd jak ten, o którym wspominaliśmy wyżej. Ponieważ nie dostrzega się, że miłość jest działaniem, siłą ducha, dochodzi się do przekonania, że wystarczy znaleźć właściwy obiekt – a potem wszystko potoczy się już samo. Pogląd taki da się porównać do stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, że musi poczekać na odpowiedni obiekt., a potem, kiedy go już znajdzie, będzie malował znakomicie. Jeżeli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie. Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś „kocham Cię”, muszę umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie”.
Skażenie cywilizacją daje się we znaki. Być może zajechało nutą sentymentalizmu, ale do J.J. Rousseau nawet nie śmiem porównywać skromnych mych dywagacji na temat odejścia od wrażliwości, prostego, czystego czucia i współodczuwania, radości bycia, życia, radości samej w sobie bez powodu.
Być może mamy to wszystko tak naprawdę głęboko w dupie?  Żyjemy w swoich małych zapakowanych światkach, odczuwamy zło tego świata i ludzi co chwila na tym utykając i nie zostawiając na tym suchej nitki. Jakby co najmniej istniało zło absolutne. Ale Augustyn nie pomylił się twierdząc, że dobro jest absolutne, zło wynika z braku dobra. No ale cóż, łatwiej dla wytłumaczenia siebie wywalić koncepcję zacnego świętego o 180. Cóż, bywa, byle nam pasowało i zgadzało się z naszym poglądem i około oglądem na świat. Bo jeśli to wszystko ma dopasować się do nas i naszych wyobrażeń o świecie, drugim człowieku to trzeba stać się skurwielem w skórze skrojonej na miarę tego zaśmierdziałego i zgnuśniałego świata zamiast wnosić w niego iskierkę radości. Trzeba się dopasować, zapiąć ostatni guzik koszuli i roznosić woń zakonserwowanej puszki.

"If everyone cared and nobody cried, If everyone loved and nobody lied, If everyone shared and swallowed their pride, Then we'd see the day when nobody died"

"Chciałabym opisać tego człowieka. Jest on utkany z dwóch pierwiastków. Jednym z nich jest dobroć i łagodność, drugim siła aż do uporu. Z tego splotu jest dobroć i łagodność. Z tego splotu powstaje tkanina giętka i mocna. Łagodność jest niewzruszona, dobroć – uparta, a siła podszyta nieśmiałością i wrażliwością. Poczucie humoru sąsiaduje ze zmysłem cierpienia, a wytrwałość z pewną lekkomyślnością, trwonieniem swoich darów. Sensualista jest ascetą, człowiek wielkiej czułości wewnętrznej – samotnikiem.
Chciałoby się powiedzieć, że takich ludzi nie ma, że są niemożliwi.
Przy tym jest dosyć nieprzytomny w tym świecie i dotyka go jakby tylko mimochodem." /Anna Kamienska, "W drodze"/

Pierwotna wrażliwość. Pierwotna wrażliwości, która jesteś uważana za słabość XXI wieku?! Nie uciekaj, wracaj!

Wam i sobie jej życząc ściskam,

Iza ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz