poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Slow it down

Zeszłej jesieni, w niezwykle kolorową, słoneczna i ciepłą sobotę wybrałam się z Towarzyszem Wędrówki na Babią Górę. To był nasz pierwszy raz – mój w ogóle (wstyd się przyznać – nie byłam tam wcześniej), a Jego pierwszy... wychodzący. Do tej pory trasa była pokonywana przez niego... biegiem. Dosłownie. Ktoś by pomyślał "Świr", Świr, nie Świr, ale pozytywny :)
Przechodząc koło ślicznego stawku otoczonego towarzystwem szeleszczących lekko liści i ślicznych drzew, usłyszałam - „Wiesz, pierwszy raz to widzę. Tyle razy tędy przebiegałem, a tego nie zauważyłem..”

Dobra metafora - pomyślałam. Chyba tak funkcjonujemy. Biegamy, spieszymy się. Byle szybko, mocniej, więcej, bardziej. Byle jak. I w zasadzie może nie będzie w tym nic złego o ile nam to pasuje, a nasz cel nie stał się naszym nosem, który będzie zasłaniał nam wszystko i wszystkich dookoła. Nosem, na którym skończy się pole widzenia, a droga będzie usłana trupami.
Czasami trzeba chciec i umiec się zatrzymac. Rzucic wszystko w cholerę i życ. Tak jak powiedział jeden z pacjentów w trakcie moich praktyk: „Żyjemy tak, jak myślimy”.

By umieć zwolnić, zatroszczyć się o to i o tych, którzy są ważni. By wiedzieć, że startuje się w dobrych zawodach, biegnie się po właściwej ścieżce. Bez trupów i tak, że zauważa się tez te stawy, tych ludzi i to piękno, które otacza. 
By biec tak, by zawody zakończyć w dobrym stylu.  

Powodzenia sobie i Wam, 
Iza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz