wtorek, 17 stycznia 2012

Eh.. te motyle w brzuchu i brak tchu!

Słabość ma kolejna. Persony mnie znające, ze mną przebywające tudzież wędrujące po pewnych konkretnych miejscach wiedzą na jakim punkcie mam bzika. Zaczęło się to hm… jak w piosence Ani dąbrowskiej: „ on zmienił mnie mój ..., to zaczęło się latem rok wstecz (..) mimo młodych lat gwiazdą był, taki słodki miał styl..” no dobra, powiedzmy, ze latem. Był to początek czerwca. Pamiętam pierwszy raz kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni. Postawiłam pierwszy krok. Zachwyt, przyspieszone bicie serca. Czułam jak rozszerzają mi się źrenice (co normalnie jest nieodczuwalne) i miałam wrażenie, że na chwilę znieruchomiałam. Nagle wszystkie moje zmysły zostały wyostrzone. Wzrok, słuch, zapach, wszystko pracowało na maksa! O dzięki Ci moje polisensoryczne odbieranie! O moja percepcjo! Jakże Ci dziękuję za wytężoną wtedy pracę, która sprawiła, że tamten dzień tak zapadł mi w pamięci, że dzięki wam zaszła chemiczna burza we mnie i.. poczułam tą miętę.. Weszłam dalej. Starałam się uchwycić to piękno, rejestrować każdy najmniejszy szczegół. Czy mieliście kiedyś taką sytuację, że oczarowaliście kogoś tak bardzo, że było to po nim widać i dawał Wam to jasno do zrozumienia? Tak właśnie wtedy musiałam wyglądać. Totalny odlot. Nie wiem jak czuje się ktoś na haju, ale … tak właśnie się czułam! Hahah Eskalacja emocji dawała się odczuć z każdą chwilą z każdym kolejnym krokiem, zbliżaniem się i lepszym poznawaniem. Nie krył tajemnic choć do dzisiaj jest dla mnie zagadką, którą zgłębiam. Był moment, w którym totalnie zamarłam. Stanęłam w progu jak wryta i powoli stąpałam w głąb by przypadkiem nie naruszyć tego co tam zaszło i nie zakłócić odbioru. Zabrakło mi tchu i chciałam wołać TLENU!! CZY MA KTOŚ NA SALI TLEN?! Nie byliśmy tam sami. I całe szczęście! Przynajmniej byłam pewna, że gdybym na skutek natłoku wszystkich emocji  straciła przytomność, ktoś skontaktowałby się z pogotowiem. Pamiętam, że tego dnia popołudniu padał deszcz. Mieliśmy tego popołudnia pójść na wykład z historii filozofii, była to środa, ale wraz ze współtowarzyszami zostaliśmy uwięzieni na mieszkaniu, którzy byli ze mną w momencie gdy me serce zaczęło mocniej bić. Tak. Padał deszcz. Padał długo i w takiej ilości, że Ktoś w tym samym czasie chciał kupić truskawki na tort i nie znalazł żadnej Pani, która je sprzedawała. Zrobili więc szarlotkę. Pyszną notabene. Ktoś inny urwał paski przy sandałach próbując przebić się przez strumyki deszczu, które utworzyły się momentalnie na skutek intensywnych opadów. Tort z szarlotki został zjedzony następnego dnia. Buty kupiono nowe. A miłość została. Miłość do Almi Decor. Wiem, wiem, marzyć można, chyba, że się ma wór kasy to w tym przypadku marzenie się ziści. Ale co tam! Obiecałam sobie! Będę sumiennie pracować i kiedyś zaproszę Was do siebie częstując kawą w filiżankach z Almi. Mam nadzieję, że będzie w tej chałupce coś jeszcze w tym klimacie, co podbiło me serce a zachwyci i Was. Możecie podziwiać kilka rzeczy, wrzucam zdjęcia i odsyłam do stronki -> <3 !! wystarczy klik i pierwsze wirtualne spotkanie będzi eteż Waszym udziałem. :D . Zachęcam do osobistego spotkania z Mą Miłością. 
Nie pożałujecie! :)) 

ściskam ciepło, 
Iza ;))
 













Zdjęcia z oficjalnej strony Almi Decor:  http://www.almi-decor.com/

2 komentarze:

  1. Ohh a juz liczyłam, że zakończy się to romantycznym brunetem...:)
    Ściskam- Megi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhahaha, Kochana, gdy taki pojawi się na horyzoncie być może Go opiszę. Póki co gromnica i pochodnia idą w ruch! :)
      A Almi spełnia wymogi - romantyczne, oryginalne, pasujące do bruneta, blondyna, szatyna ect. ;)) Przyszły Nieszczęśnik wybrany przez me serce będzie musiał zaakceptować moją słabość. Zdecydowanie jestem urzeczona. ;)

      Usuń